Umacniająca Nadzieja


            Nadzieja… Głębokie uczucie, które pozwala trwać w przekonaniu o sensie swego zaistnienia. To coś znacznie więcej niż tylko poczucie sensu obecnego istnienia. Ten egzystencjalny stan wpisuje się w doświadczenie przemijania. Pomiędzy przeszłością i przyszłością istnieje tajemnicza relacja, która nadaje specyficzny koloryt teraźniejszości. Istotne znaczenie ma zasadniczy kierunek przeżywanych uczuć.  

Nadzieja pojawia się wtedy, gdy wraz ze zrobieniem kolejnego kroku w sercu powstaje pewność, że zbliżam się do Uszczęśliwiającej Pełni. Nie rozpadam się, ale coraz bardziej istnieję. Nie przeszkadzam swym istnieniem, ale jeszcze obficiej pomagam. Towarzyszy temu pokrzepiający splot wiary i miłości, który chroni przed unicestwiającym wpływem dołujących myśli. To pozwala zbliżać się do Boskiego Absolutu, przy jednoczesnym oddalaniu się od niebytu, który usiłuje ogarnąć i zadręczyć bólem istnienia.   

Głęboka nadzieja regeneruje na drodze do Życia, zarazem neutralizuje kąsanie paraliżującej beznadziei. Aby w tych duchowych zmaganiach nie polec, lecz dzielnie iść do przodu, trzeba na serio potraktować prawdę o istnieniu Bożego Miłosierdzia. Tego, co miało być inaczej, już nigdy nie zmienimy. Ale dzięki miłosiernemu Bogu wszelaka przeszłość może być przeobrażona w upragnioną formę przyszłości. To najbardziej radykalny przejaw bólu, który przy pomocy „miłosiernej terapii” może być przezwyciężony. Ale Miłosierdzie dotyczy także tego, co przebiegało właściwie i było zgodne z odwiecznym planem Opatrzności. Chodzi o przypadki, gdy ma miejsce jakaś zmiana w tym, co było. Miłosierne promieniowanie Jezusa sprawia, że pojawiający się brak zostaje przezwyciężony przez zaistnienie nowego stanu. Dzięki temu powstała na początku pustka jest zapełniona i dalsze życie staje się możliwe. Umieranie nie powoduje zatrzymania, ale umożliwia jeszcze bardziej intensywną kontynuację życia. Nie jest to życie zredukowane do biologii, ale duchowy strumień wzajemnie przenikających się wartości, które odzwierciedlają wiarę, nadzieję i miłość. Strumień ten ma swój początek w chwili zaistnienia, która z kolei wyłania się z absolutnej pełni Bożego Istnienia.  W ten sposób człowiek posuwając się ku ostatecznej przyszłości, jednocześnie podejmuje coraz pełniej przeznaczenie zapisane przez Stwórcę w pierwotnej przeszłości. 

Byłoby jednak totalnym błędem postrzegać siebie jako kreatora swego wnętrza i przemijania. Wszystko idzie w dobrym kierunku tylko wtedy, gdy serce jest duchową przestrzenią, która otwiera się na wypełniający strumień Bożych łask. Jezus Chrystus, opisując ten proces, mówi o królestwie Bożym. Nie jest to widzialne ziemskie królestwo, ale Bóg obecny niewidzialnie w ludzkiej duszy. Człowiek nie jest tu kreatorem, ale ufnym odbiorcą tego, co Stwórca pragnie stworzyć i wykreować we wnętrzu. Istotne znaczenie ma to, aby poprzez podejmowane decyzje mieć szczerą intencję czynienia tego, co Bóg chce. Gdy tak się dzieje, wtedy w duszy człowieka dokonuje się samoczynny wzrost Bożej obecności. Przypomina to kiełkowanie, wzrost i dojrzewanie nasienia. Człowiek otwarty na Boga jest jak siewca, który wrzucił ziarno w ziemię. „Czy śpi, czy czuwa, we dnie i w nocy, nasienie kiełkuje i rośnie, sam nie wie jak” (por. Mk 4, 26-34). Tym ziarnem jest gorące pragnienie, aby zawsze i wszędzie realizować tylko i wyłącznie wolę Bożą. Dzięki temu serce staje się wrażliwe na natchnienia Ducha Świętego. Zarazem te odczytane natchnienia nie pozostają teorią, lecz są wdrażane w życie.

Owocem takiego procesu jest coraz  głębsze i pełniejsze bycie tym, kim mamy być. W powiązaniu z tym, robimy to, co powinniśmy robić na danym etapie życia. Dusza w takim stanie czerpie energię z Boga, który staje się jedynym Źródłem mocy. To umożliwia trwanie nawet w radykalnej samotności i milczeniu. Umieranie dla świata oznacza wtedy rodzenie się do Wieczności. Jednocześnie Bóg w sobie znany sposób sprawia, że samotność i milczenie jednej duszy stają się oknami, przez które może docierać do innych dusz strumień uszczęśliwiającej Bożej Miłości.

29 stycznia 2016 (Mk 4, 26-34)