Pokorny Dar


   Człowiek nosi w sobie różne sytuacje z przeszłości. Tak naprawdę nic nie znika z naszego życia. Jedynie czas może pokryć kurzem wspomnienia o tym, co niezmiennie nadal jest obecne we wnętrzu. Dlatego wystarczy nieraz niewielkie przeżycie, aby obudzić i przywołać pozornie uśpiony jakiś wycinek lub cały okres życiowych doświadczeń.

   W pewnym zestawie publikacji znalazłem szczery opis, będący odzwierciedleniem dobroci serca. Zafascynowała mnie odwaga autora, który przełamał barierę lęku i poprzez słowo podzielił się swoistym chrześcijańskim świadectwem życia. Ta publikacja przypomniała mi całe lata wcześniejszych zmagań, gdy rodziły się we mnie różne dobre pragnienia. Tak po prostu chciałem z serca dawać dobro, na miarę mych skromnych możliwości. Często jednak nie potrafiłem przejść od pragnienia do konkretnego działania. Od razu załączał się paraliżujący lęk. Przed czym? Przed wyśmianiem, kpiną, szyderstwem, ironicznym uśmiechem. Co więcej: bolesna świadomość, że ofiarowany dar może być odrzucony i podeptany. A to wyzwala obawę przed cierpieniem całościowego odrzucenia. Przecież gdy coś mojego zostanie odrzucone, to tak, jakby cała moja osoba została odrzucona. Czarna perspektywa swoistego bycia wyrzuconym na śmietnik, gdzie lądują niepotrzebne rzeczy.

W mojej świadomości uwyraźniły się dwie drogi, radykalnie odmienne. Jedna z nich to dzielenie się dobrem, z możliwością ewentualnego bycia odrzuconym i zniszczonym. Druga zaś, to rezygnacja ze składania daru i tym samym uniknięcie potencjalnego bycia zranionym. Dwa całkowicie odmienne sposoby interakcji z rzeczywistością. Daję i narażam się na bolesne zranienia. Nie daję i chronię się przed cierpieniem. Bezpieczny pancerz samoobronny. Przez wiele lat na różny sposób pojawiał się ten drugi schemat. Oczywiście odpowiednio zakamuflowany poprzez powierzchowne obdarowywanie, nie stwarzające ryzyka dotyku głębszych obszarów egzystencji. Można robić ogrom rzeczy i tak naprawdę pozostawać jedynie w obszarze treści, oderwanych od centrum własnego życia.

Wspomniana publikacja przypomniała mi dawne zmagania i dylematy. Autor potrafił przezwyciężyć paraliżujący lęk. Odważnie wkroczył w nowy obszar przeżywania swego istnienia. W opublikowanych przemyśleniach niejako ucieleśnił swoje życie i uczynił z niego dar. Doskonałym wzorem takiej logiki postępowania jest Jezus Chrystus, który poprzez wypowiedziane słowo, zapisane m.in. w Ewangelii, obdarował całą ludzkość darem swego Życia.

Te skromne teksty, zamieszczane w Eremie cyfrowym, poprzedzone są długą drogą duchowych walk, egzystencjalnych zmagań i wielorakich decyzji. To nie jest efekt zwykłego pomysłu, który tak po prostu został wdrożony w życie. Wcześniej były druzgoczące okresy zwątpienia i paraliżującego poczucia swej nicości. Niemoc, która nie pozwalała na napisanie nawet jednego zdania. Teraz nicość pozostała, ale niejako w nowej konstelacji nieudolnego uwyraźniania owoców prowadzonej kontemplacji. Z pewnością wiele się zmieniło. Bycie ofiarą paraliżu pomaga, aby potem z pokorą dostrzec Boga jako źródłowego sprawcę każdego nawet najmniejszego ruchu, pociągnięcia ołówkiem na papierze czy wystukania wyrazu na klawiaturze. Rzeczywistość Bożej łaski staje się ewidentna. Sprawa jest całkowicie jasna. Bez Bożej mocy i woli na stronie Eremu nie pojawiłby się ani jeden wyraz.

Z Bożą pomocą teraz może mieć miejsce kolejny okres. Trwając w ciszy pustelni, ze szczerego serca dzielę się owocami swych nieporadnych odkryć. Każdy może mnie zranić, jeśli tylko chce. Takie są prawa w realiach ziemskiego świata. Każdy prawdziwy dar w nieunikniony sposób łączy się z podjęciem ryzyka. Trzeba się liczyć z byciem zranionym. Ale warto. Jeśli prawdziwie kocham, to poniesione cierpienie nie jest stratą, ale dodatkowym ubogaceniem już udzielonego dobra. Takie cierpienie jest kolejnym wymiarem daru. Kto chce, serdecznie zaczerpnie. Może coś do życia się przyda. Warto cierpieć, aby coraz pełniej uczestniczyć w świecie miłości. Gdy nadejdzie ostateczny dzień śmierci, Bóg wszelki przejaw doczesnej miłości przeobrazi w Miłość wiecznie Zmartwychwstałą. 

9 lipca 2015 (Mt 10, 7-15)