Zbawienna metamorfoza



           "Decyzja podjęta". Ależ radość! Przeminął czas rozterek i „ważenia racji”. Przed nami otwiera się nowy, lepszy świat. Ekscytujące wyzwania na horyzoncie. W kąt odchodzą smutki, w centralnym miejscu pokoju pojawia się wazon z kwiatami w kolorze największego szczęścia. Coś, co dotąd było jedynie cichym marzeniem, teraz stanie się dotykalną rzeczywistością. W tym wszystkim najbardziej cieszy wewnętrzne przekonanie, że to sam Jezus woła: „Popłyń na drugi brzeg” (por. Mk 6, 45-52). Tak więc wsiadamy do łodzi, stawiamy żagle i chwytając od razu podmuch Ducha Świętego wypływamy pełni wiary, nadziei i miłości. „Przynagleni” przez samego Jezusa, zaczynamy kolejny etap naszego życiowego żeglowania…  

Ale po pewnym czasie… Załącza się „wielki generator przerażających znaków zapytania” …  Można to doświadczenie określić mianem „zobaczenia zjawy”. Na czym to zjawisko polega?  Otóż gdy przeminie pierwsza euforia i zacznie się „trud wiosłowania” w nowej rzeczywistości, wcześniej czy później, dopadną nas ciężkie chwile.  Zamiast czułych uścisków Bożej Miłości, zaczniemy doznawać stanów ciężkich uderzeń. Będzie to przypominać  obecność „zjawy o predyspozycjach kameleona”. Ten sam atak będzie przybierał różne formy. Jakie? Wiele udręczenia powodują „wątpliwości”. Czy całe to rozeznanie nie było jakąś gigantyczną pomyłką?... Podjęte decyzje tracą dotychczasową moc oczywistości. Pojawiają się negatywne interpretacje wydarzeń, które wcześniej były postrzegane pozytywnie. Pod ostrzał idą nawet decyzje najwyższej rangi: decyzja o małżeńskim ślubie czy też o ślubach wieczystych w zakonie. Fundamentalne wątpliwości zaczynają męczyć w związku z podjętą odpowiedzialną inicjatywą, czy też nowym rodzajem pracy.

Zjawa w postaci „lęków” wyzwala stan wewnętrznego zatrwożenia. Gdzieś z głębi duszy wydobywa się krzyk, nasączony strachem: „Grunt usuwa mi się pod nogami”. Potężną moc rażenia ma zjawa w formie „poczucia bezwartościowości”. Czy można  dalej kontynuować aktywność, która nie ma żadnej wartości?  Zjawa niestrudzenie wmawia: „inni są lepsi”, „inni robią to lepiej”. Przed naszymi oczami staje piorunujące zestawienie: „nasza beznadzieja totalna” i „czyjaś wzorcowa doskonałość w każdym calu”. Zjawa działa jak najwyższej klasy snajper, który super precyzyjnie trafia w nasze najsłabsze ogniwa. Zjawa wciąż przybliża się. Gdy już jest tuż, tuż… Z serca wyrywa się pełne załamania: „Znów mi się nie udało… Umieram”… Wtem…

„Odwagi, Ja jestem, nie bójcie się!”. Niemożliwe! Absolutna metamorfoza. Co się dzieje? Wszak to głos Jezusa. Dokładnie ten sam, co na początku. Dobrze pamiętam: to ten głos przynaglał, aby wypłynąć… Zjawa definitywnie znika. Jak zza zasłony ukazuje się w pełnej krasie Boskie Oblicze. Jezus promieniuje pokojem i nadzieją. Dodaje otuchy. Wraca „przytulenie miłości”; odżywa poczucie dobrze podjętej decyzji. „Jezioro duszy” uspokaja się, „wiatr się uciszył”…

Jaki sens ma „doświadczenie zjawy”? Jezus zaprasza, aby wejść na głębszy poziom pokładania ufności w Nim. „Ja JESTEM” nie oznacza tylko „jakiegoś tam bycia”. Jesteśmy przeniknięci absolutem „Boskiego Jestem”. Bóg zaprasza, aby dzielnie trwać. Z Nim na pewno damy radę.  Trzeba być wiernym: Bogu i w Bogu sobie. Nie daj Boże, aby w trudnych chwilach zrezygnować  z bycia sobą. Rdzeń naszego istnienia jest niepowtarzalnym i niezmiennym majstersztykiem samego Boga. Lepiej być sobą i głęboko uszczęśliwiać prawdziwie kochających, aniżeli przestać być sobą i na wzór kogoś "lepszego" żyć pozornie i w ostatecznym rozrachunku ponieść klęskę...
Trwajmy dzielnie w decyzjach i postanowieniach, które otrzymały Boże błogosławieństwo. Jeśli Źródłowym Inspiratorem decyzji jest Jezus i staramy się jak najlepiej, to Duch Święty poprzez nas będzie realizował Wolę Bożą. Często Bóg Ojciec odczekuje, aby pełny owoc naszego trwania i działania ukazał się dopiero po naszej śmierci… W mocy Jezusowego "JESTEM", warto wiernie przelewać krew, która użyźni ziemię, z  której będą mogły obficie czerpać piękne kwiaty ludzkich istnień…   

9 stycznia 2015 (Mk 6, 45-52)