Maryja i paralityk


„Proszę cię, zrób choć mały kroczek. Nie zrobię. Nic z tego!”… Paraliż ciała, jakże to przykre. Wola wydaje polecenia, a jednak ciało nie jest posłuszne. O wiele gorszy jest paraliż duchowy. Przykazania Boże pokazują życiodajne dobro. A jednak człowiek pozostaje spętany śmiercionośnym złem. Długa jest lista zniewoleń, które tak cisną do ziemi, że już nie ma sił, aby powstać. Krajobraz wnętrza zaczyna wtedy przypominać wymierające pustkowie. Posucha straszna. A na dodatek jeszcze dwie ludzkie postawy, które są jak dwa gwoździe do trumny…

Pierwsze zachowanie polega na zwodniczym „poklepywaniu po ramieniu”. Ktoś prowadzi np. „podwójne życie”. Ale od „przyjaciela” nie słyszy „zerwij z tym”, lecz przymilne: „Masz prawo do szczęścia”. Narkotyki, nadużywanie alkoholu, seks pozamałżeński mają moc, aby spowodować poważny paraliż duchowy. Człowiek, który popadł w zabójczy nałóg lub uwikłał się w grzeszny związek, często o własnych siłach nie da rady się podnieść.     

W drugim przypadku grzech zostaje wprawdzie nazwany, ale jest to tylko pretekst do tego, aby sparaliżowanego człowieka totalnie pogrążyć. Takie sytuacje zachodzą, gdy „wróg” dowie się o czyjejś słabości. Wtedy paralityk jest miażdżony i rozdeptywany. Bywa tak nawet w małżeństwach. Pewien człowiek po ujawnionej słabości, został bezpowrotnie i z pogardą wyrzucony z domu. W rezultacie popadł w nałóg alkoholowy; ostatecznie popełnił samobójstwo.  

Ewangelia daje nam bezcenny drogowskaz pośród pustynnych zasadzek. W jednym z epizodów widzimy paralityka, którego dobrzy ludzie przynieśli do Jezusa. Mistrz „widząc ich wiarę rzekł do paralityka: „Synu, odpuszczają ci się twoje grzechy (…) Wstań, weź swoje łoże i idź do domu” (por. Mk 2, 1-12).  W rezultacie, chory człowiek został uzdrowiony zarówno z paraliżu duszy, jak i ciała. Niezwykle ważne jest to, że uzdrowienie sparaliżowanego dokonało się „na mocy wiary” ludzi, którzy przynieśli go do Jezusa. Niesamowita perspektywa. Wiara jednego człowieka może stać się środkiem do wielkiego Bożego działania w drugim człowieku.

Jako chrześcijanie otrzymujemy podwójne zaproszenie w pustynnych zmaganiach. Gdy sami będziemy w stanie paraliżu, pozwólmy się wziąć na wspierające nosze, jak ów sparaliżowany człowiek. Jeśli poczujemy, że ktoś naprawdę ma dobre serce, to chwytajmy się tej pomocy „jak tonący brzytwy”. Sami nie damy rady. Ale z pomocą wiary drugiego przyjdziemy do Jezusa i zostaniemy przez Niego uzdrowieni. Jednocześnie otrzymujemy jasny drogowskaz, jak pomagać sparaliżowanemu, którego spotkamy. Nie pochwalajmy zła. Nie potępiajmy człowieka. Weźmy go serdecznie i z troską na „nosze” i zanieśmy do Jezusa. „Noszami” może być modlitwa, rozmowa, działanie.  Pięknym uwieńczeniem jest sakrament pojednania.

Na drodze pomocy ważne jest, aby najpierw uświadomić sobie, że każdy stan paraliżu przypomina egzystencjalne pustkowie. Aby nie przegrać z pustynią, trzeba od samego początku być  pełnym pokory i wyciszenia. Warto skorzystać ze świadectwa starożytnych pustelników. Gdy mieli pomóc jakiemuś „paralitykowi”, to najpierw porządnie wbijali sobie do głowy, że sami są znacznie większymi grzesznikami. Postawie upokorzenia powinno zawsze towarzyszyć współczujące przysłuchiwanie się, jak bije serce sparaliżowanego człowieka. Cisza i milczenie pomagają przyjąć moc Ducha Świętego.  Maryja jest najlepszym przykładem działania tych duchowych praw.

W tradycji pustelniczej, Maryja zwana jest Królową Pustelników. Dlatego warto prosić Maryję o wsparcie w różnych pustynnych sytuacjach. Diabeł boi się Maryi i na jej widok z przerażeniem ucieka. Gdy będziemy z Królową Pustelników przynosić sparaliżowanych do Jezusa, wtedy owocność naszej misji „poszybuje w górę”. Jakże wzruszający to widok, gdy paralityk zostaje uzdrowiony na duszy i na ciele! Serce doznaje radości, gdy łzy smutku zamieniają się w uśmiech pełen szczęścia. W powietrzu daje się odczuć Niebiańską woń… Maryjo, Królowo Pustelników, módl się za nami!

16 stycznia 2015 (Mk 2, 1-12)