Życie z cierpieniem


Doskwierający ból. Wielorakie cierpienie. Od interpretacji tego egzystencjalnego doświadczenia zależy obraz naszej relacji z Jezusem i z drugim człowiekiem. Można wyróżnić trzy zasadnicze postawy, które spotykamy w codzienności życia.

W pierwszym przypadku dominuje manichejska wizja świata. Zło i cierpienie postrzegane są jako potężna siła, która wysuwa się na pierwszy plan. Wówczas zdecydowana część codziennych wypowiedzi to narzekanie i ubolewanie nad doznanymi krzywdami. Cierpienie staje się materiałem, który pozwala kontemplować wszechobecność beznadziei i tragicznych absurdów. Historia Jezusa kończy się na Krzyżu i grobie; Zmartwychwstanie nie jest brane pod uwagę. Prawda o istnieniu Wszechmocnego Boga, który jako Miłość zwycięża śmierć, zostaje zanegowana.

W drugim przypadku Bóg postrzegany jest jako gwarant  „zwycięskiej rzeczywistości”, w której nie ma już żadnych bólów i tragedii. W zamian za obranie Bożej drogi człowiek  oczekuje odpłaty w postaci bezproblemowego życia. W tej optyce, wiara przestawiana jest często na zasadzie reklamy idealnych produktów. Uwierz, a twoja twarz będzie nieustannie tryskać radością życia! Taki Bóg jest początkowo bardzo atrakcyjną ofertą. Jezus ukazywany jest jako Bóg, którego w żaden sposób nie dotyka ostrze cierpienia. Przy takim podejściu, z pewnością pozytywem jest świadomość obecności Jezusa, który jest Bogiem. Wszak dla wielu Jezus kompletnie nie istnieje lub postrzegany  jest tylko jako co najwyżej wysoce szlachetny człowiek. Niestety, wielką słabością jest tutaj typowo ludzka wizja boskości. W obrazie Boskiego Mesjasza nie ma miejsca na ludzką  słabość i podatność na zabójcze ciosy.

Takie rozumienie wyraziście można dostrzec u Piotra w czasie rozmowy z Jezusem w okolicach Cezarei Filipowej (por. Mt 16, 13-23). Piotr entuzjastycznie i trafnie określa tożsamość Jezusa: „Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego”. Za to stwierdzenie uzyskuje od Mistrza słowa pochwały: „błogosławiony jesteś, Szymonie”. Ale za chwilę ton rozmowy ulega radykalnej zmianie. Po słowach pochwały następuje ostra reprymenda: „Zejdź Mi z oczu, szatanie! Jesteś Mi zawadą, bo nie myślisz o  tym, co Boże, ale o tym, co ludzkie”. Dlaczego Jezus tak nagle zmienił ton i zdecydowanie zareagował? Odpowiedź jest prosta.  Piotr nie chciał przyjąć prawdy, że Jezus jako Bóg będzie wiele cierpiał i zostanie nawet zabity. Taka postawa nie była miłością do żywego Jezusa, ale egoizmem skoncentrowanym na własnym ideale boskości. Na szczęście, Piotr przeformułował potem swoją wizję. Niestety, wielu ludzi tego nie czyni. W konsekwencji ich wcześniejszy zachwyt nad Jezusem przeobraża się w obojętność, a nawet wrogość. Podobnie z ludźmi: wcześniej uwielbiani, stają się potem pogardzanymi.

Wreszcie dochodzimy do sposobu przeżywania życia, który jako jedyny odzwierciedla chrześcijańską prawdę o Bogu i człowieku. Tym razem istnienie cierpienia lub jego brak nie odgrywa istotnej roli. Najważniejsze staje się przyjęcie tego, co życie konkretnie przynosi. Nie ma tu koncentracji na cierpieniu ani panicznej ucieczki przed nim. Pierwszą reakcją na zaistniałe cierpienie staje się jego pokorne przyjęcie. W ten sposób otwieramy serce na obecność prawdziwego Jezusa, który jest Bogiem cierpiącym. W rozmowie z Szymonem Piotrem Jezus jasno ukazuje swoją tożsamość. Potwierdza, że jest Boskim Mesjaszem, czyli Zbawicielem. Zarazem bez ogródek zapowiada, że będzie musiał „wiele cierpieć… że będzie zabity i trzeciego dnia zmartwychwstanie”.  

Oto światło dla każdego, kto pragnie na zawsze związać swe życie z Jezusem. Nie można koncentrować się na cierpieniu bez Boga. Nie można oczekiwać od  Boga, że usunie z drogi naszego życia cierpienie. Jezus zaprasza nas do jednoczesnego przyjmowania wiecznego Boga i czasowego cierpienia. Jeśli to zaproszenie przyjmiemy, wówczas w Duchu Świętym doświadczymy żywej współobecności Jezusa. Idąc z Jezusem, poprzez doświadczane  cierpienie i śmierć dotrzemy ostatecznie do radości Zmartwychwstania.

7 sierpnia 2014 (Mt 16, 13-23)


Zdejmij buty!


„Zdejmij buty przed wejściem do świątyni!”. W powszechnej świadomości obowiązek ten najczęściej kojarzony jest z meczetem w islamie. Warto jednak wiedzieć, że zdejmowanie butów przed wejściem do klasztorów, do świętych grot i kaplic jest powszechnie praktykowane także przez wielu chrześcijan na Wchodzie, zwłaszcza w Egipcie. Byłoby wręcz profanacją wejść np. do skalnej groty św. Antoniego w butach. Chrześcijaństwo ma swe początki w pierwszym wieku. Islam pojawił się dopiero w wieku VII. Muzułmanie wiele elementów swej aktualnej tradycji przejęli z chrześcijańskiego Wschodu i  następnie rozpowszechnili.   Zwyczaj zdejmowania butów, na znak uszanowania świętości miejsca, jest tego przykładem. Szkoda, że sami chrześcijanie nie wprowadzili tego głębokiego duchowo gestu na całym świecie. Trzeba jednak zdawać sobie sprawę, że zdejmowanie butów przed wejściem do świątyni ma swe korzenie nie w islamie, ale w chrześcijaństwie wschodnim, które charakteryzuje się głębokim poczuciem sacrum. Z kolei chrześcijanie zaczerpnęli z biblijnego wydarzenia na Synaju, gdzie Bóg powiedział do Mojżesza: „Zdejmij sandały z nóg, gdyż miejsce, na którym stoisz, jest ziemią świętą” (Wy 3, 5).

To wielka szkoda, że powszechnie nie praktykujemy tego zwyczaju na Zachodzie. Nie chodzi oczywiście jedynie o pewne pobożne rytuały, ale o głębszą rzeczywistość duchową. Zewnętrzny znak wskazuje na  wnętrze. Konkretny gest pomaga wyzwolić   określoną duchową postawę. Zdjęcie obuwia przed wejściem do świętego miejsca pomaga uświadomić sobie, że przechodzę ze „strefy profanum” do „przestrzeni sacrum”.  Niestety bardzo często przekraczanie kościelnego progu dokonuje się tak, jak gdyby nic istotnego się nie zmieniło; swoiste „bezmyślne wchodzenie w świętość”. To wielka strata, gdyż człowiek nie otwiera się wtedy na dar Bożej obecności. Nawet będąc fizycznie w świętym miejscu, można wewnętrznie pozostawać w więzieniu bezbożnego świata. Jesteśmy ludźmi, czyli mamy duszę i ciało. Dlatego materialne znaki są niezbędne, aby realnie uzyskać  określone stany duchowe. Można powiedzieć, że każde wejście w świętą przestrzeń przypomina wyjście na biblijną Górę Tabor. 

W Ewangelii czytamy, że Jezus zaprosił uczniów na tę wysoką górę, a  następnie tam „przemienił się wobec nich: Twarz Jego zajaśniała jak słońce, odzienie zaś stało się białe jak światło” (Mt 17, 2). Jakże niezwykłe wydarzenie Przemienienia Pańskiego! W doczesnej przestrzeni Jezus dał zasmakować Wiecznej Chwały. Przemienienie Pańskie było teofanią, czyli objawieniem się Boga. Poprzez ciało Jezusa z mocą promieniowała Boża obecność. To nie było tylko wskazanie na Boga, ale  manifestacja, że Jezus jest Bogiem. Przemienienie Pańskie to swoista kontynuacja tego, czego niegdyś  doświadczył Mojżesz na Synaju.

Bez cienia przesady, każde wejście do kościoła, kaplicy czy jakiegoś świętego miejsca jest powtórką wydarzenia na Synaju i na Górze Tabor. Szczególna emanacja Bożej obecności w Jezusie dokonuje się poprzez Najświętszy Sakrament. Dlatego warto przemyśleć kwestię zdejmowania butów przed wejściem do świętych chrześcijańskich miejsc. Jeśli nie jest to możliwe w sensie fizycznym dosłownie, to można to uczynić duchowo, w sercu. Takie duchowe zdjęcie obuwia przed przekroczeniem progu kościoła lub kaplicy to bezcenna pomoc w uszanowaniu świętości miejsca. Nasze serce pełniej otwiera się na dar Bożego Objawienia. Nie pozostajemy w stanie zamroczenia światowymi ciemnościami.   

Obecnie przed wejściem do Kaplicy św. Brunona w Eremie zawsze zdejmuję buty. To bezcenna pomoc w uniżonym przyjęciu daru Bożej Obecności w tej świętej przestrzeni Kaplicy Eremu. Niezwykły smak „świętości ziemi”. Nie jest to naśladowanie muzułmanów. Jest to pokorne wpisanie się w strumień rdzennie chrześcijańskiej tradycji, którą zwłaszcza chrześcijanie w Egipcie od wieków pięknie przechowują.  

6 sierpnia 2014 (Mt 17, 1-9)