Zwyczaje i radość


Czy muszę przestrzegać świątecznych zwyczajów, które kultywowane są w danym środowisku? Czy tradycja rodzinna  obowiązuje tak samo każdego członka rodziny? Bliska perspektywa Świąt Bożego Narodzenia wyzwala tego typu pytania. Wieczerza Wigilijna i poszczególne dni świąteczne  podlegają często swoistym „rodzinnym i środowiskowym uregulowaniom”. Ustalony jest „system spotkań” i „niezbędny zestaw potraw”. Wspaniale, gdy ten „zewnętrzny znak” jest dobrowolnie podejmowany z "wewnętrzną radością".   Nieraz jednak poszczególne obrzędy funkcjonują na zasadzie „ciężkiej kuli u nogi”.  Czy te „niechciane schematy” mają status moralnej obligacji?

Świąteczne tradycje i rytuały mają bardzo dużą wartość. Pomagają realizować przykazanie miłości Boga i człowieka. Nie można  jednak popaść w swoiste zniewolenie schematami. Wielka szkoda, gdy ludzkie ustalenia i zwyczaje pochłaniają najwięcej energii, spychając na dalszy plan „Boże sprawy” i „radość serca”. Wówczas blask Bożego Narodzenia niknie, zaś człowiek czuje się jak w „gorsecie usztywniającym”.

 Brak  podjęcia jakiejś konwencji rodzinnej lub środowiskowej jest nieraz interpretowany jako przejaw złego zachowania.  Formułowane są krytyczne sądy i wypowiedzi. Otóż trzeba mocno podkreślić, że ludzkie obyczaje nie mają statusu moralnej powinności. Jeśli ktoś pragnie zachowywać dany obyczaj, to dobrze. Jeśli ktoś ma inną wizję, też dobrze. Chodzi tyko o to, aby wypełnić Wolę Bożą odczytywaną w sumieniu.

Wspaniałą ilustracją tej problematyki jest ewangeliczny epizod dotyczący nadania imienia dziecku, którego rodzicami byli Zachariasz i Elżbieta. Otóż sąsiedzi i krewni „chcieli mu  dać imię ojca jego Zachariasza” (por. Łk 1, 57-66).  Chodziło o respektowanie głęboko zakorzenionej tradycji. Imię w tamtejszym rozumieniu wyrażało istotę człowieka oraz określało jego życiowe powołanie. Zgodnie z obowiązującym obyczajem nowo narodzonemu dziecku nadawano imię, które już wcześniej występowało w danym rodzie. W  ten sposób była potwierdzana jego przynależność do rodziny, ważna w perspektywie późniejszej służby dla jej dobra i interesów. Często wybierano imię dziadka. Zachariasz był już stary. Zapewne z tego powodu chciano koniecznie nadać dziecku jego imię. Jednak Elżbieta wraz z Zachariaszem nie ulegli silnej presji rodzinnej i  środowiskowej. Ku zaskoczeniu, a może nawet i ku zgorszeniu niektórych, nie zachowali czcigodnej tradycji. Twardo i zdecydowanie stwierdzili odnośnie dziecka: „Jan będzie mu na imię”.

Pomimo „przełamania schematu”, decyzja ta była aktem wysoce chwalebnym. Rodzice przyznali wyższą rangę Woli Bożej, a nie ludzkim zwyczajom. Nie ulegli presji środowiskowej . Dzięki temu podjęty został Boży plan, w którym dziecko o imieniu Jan (Bóg jest łaskawy), zostało wyłączone z „praktyk rodzinnych” i przeznaczone do misji prorockiej.

Ten epizod jest cennym argumentem ewangelicznym, aby nie nadawać obyczajom rangi absolutnej konieczności. Jeśli ktoś rozpoznaje w sercu, że Wolą Bożą jest odejście od istniejącego schematu,  to powinien tak uczynić. Tylko takie postępowanie, oczywiście po solidnym rozeznaniu, będzie wiernością Bogu. Środowisko nie może narzucać swej woli. Od woli ludzkiej zawsze ważniejsza jest Wola Boża.  

W tym kontekście warto podkreślić, że Wigilia może być przeżywana (częściowo lub w całości) w samotności lub we wspólnocie. Zarazem nie ma żadnej powinności odnośnie „świątecznego menu”. Wspaniale, gdy przygotowywanie „tradycyjnych potraw” jest znakiem miłości  i daje radość. Ale szkoda tracić dobre samopoczucie, jeśli jedyną  motywacją  jest zadośćuczynienie „niechcianym schematom”. Wieczerzę Wigilijną można spędzić wspólnie lub samotnie, ograniczając się do jakiegoś symbolicznego napoju i potrawy. Czemu nie? A potem radosna Msza Święta, Pasterka. Tak! Chodzi o sposób świętowania, który pozwoli doświadczyć maksymalnej radości wewnętrznej przy minimalnych stratach energii na drugorzędne sprawy zewnętrzne.

Tak więc nie ma „absolutnej normy” odnośnie „personalnego i kulinarnego” sposobu organizacji Świąt. Najważniejsze jest to, aby Narodzenie Bożej Dzieciny było w centrum i wszystko przebiegało zgodnie z Wolą Bożą.  

23 grudnia 2014 (Łk 1, 57-66)