Roztropne milczenie


Radość wypełniająca wnętrze. Spontaniczne pragnienie, aby wszystkim dokoła powiedzieć o doświadczonym dobru. Szczera chęć, aby w przypływie wzruszenia wychwalać pod niebiosa swego dobroczyńcę...Wydaje się, że takie zachowanie jest pięknym aktem wdzięczności. Wszak w sercu są jak najszczersze intencje.  Nic bardziej mylnego! Przy takich zapędach najlepiej wylać sobie na głowę kubeł bardzo zimnej wody. Może pomoże na otrzeźwienie? Nie zapominajmy! Póki co żyjemy na ziemi, a nie w Niebie; piekło zaś wybrukowane jest dobrymi chęciami. Jakże wiele cierpienia, bo ktoś naiwnie i bezmyślnie chciał dobrze…

Pewna osoba podzieliła się w pracy swą wdzięczną radością. Otrzymała od szefa pewne udogodnienie w kontekście zaistniałych trudności domowych. Bez wątpienia, decyzja przełożonego była wyrazem „ewangelicznego miłosierdzia”. Niestety, powiedzenie o otrzymanej pomocy było aktem naiwnej głupoty. Dość szybko okazało się, że niektóre twarze zamiast „współ-promienieć z radości” niemalże „zzieleniały z zazdrości”.  Życzliwy szef stał się przedmiotem oszczerczych plotek ze strony „zawistnych osób”. Gdyby wsparta osoba zachowała mądre milczenie i dyskrecję, nikt by się nie dowiedział, wyświadczone dobro miłosiernie by działało, zaś niepotrzebne zło by nie zaistniało.

W sumie to jakaś przerażająca tragedia: Doświadczyć od kogoś dobra i potem swym „radosnym opowiadaniem” przyczynić się do ukrzyżowania swego darczyńcy. Okrutne! Tłumaczenie się dobrymi chęciami nie jest żadnym usprawiedliwieniem. Cóż po dobrych intencjach, gdy wypowiedziane słowa stają „krzywdzącymi ciosami"? Tak! Nie możemy zapomnieć, że aktualnie wciąż jesteśmy na ziemi, która jest przestrzenią wielkiej duchowej walki. Jeśli nie chcemy skrzywdzić swego darczyńcy, trzymajmy „buzię zamkniętą na kłódkę”. Najlepszym dziękczynieniem jest dyskretne milczenie i serdeczna modlitwa.  Każdy Boży darczyńca będzie szczęśliwy, gdy tak właśnie będzie wyglądać  odpowiedź obdarowanego. W pełni wystarczy jak Bóg wie. Zarazem uchroni to przed generowaniem ludzkiej zazdrości, którą diabeł wykorzystuje do zadania zawistnych ciosów.

Realistycznie niejednokrotnie wygląda to tak. Po usłyszeniu o zaistniałym dobru słuchacze mają uśmiech na twarzy. U niektórych jest to szczery uśmiech, wyrażający solidarną radość serca. Ale u większości jest to tylko zewnętrzna maska obojętnego wnętrza. Prawda jest taka, że wielu ludzi raczej kompletnie nie interesuje, co nas cieszy lub boli.  Ale największym dramatem są zabójcze myśli u niektórych słuchaczy: „Dlaczego ona, a nie ja?”. „Dlaczego on, a nie ja?”. Im więcej doznanego dobra opowiemy, tym więcej złych uczuć wzbudzimy wobec siebie i wobec naszego darczyńcy. Nawet jeśli wielu szczerze się ucieszy, wystarczy jeden zabójca, aby zabójstwo zostało dokonane…

Dlatego każdy prawdziwie miłujący człowiek, który chce szczerze odwdzięczyć się za otrzymane dobro, będzie milczał aż do jego śmierci. A jeżeli darczyńca konkretnie poprosi, aby nic nie mówić, to  wtedy milczenie staje się „świętością”. W pewnym fragmencie Ewangelii, po opisie uzdrowienia dwóch niewidomych, czytamy: „Jezus surowo im przykazał: „Uważajcie, niech się nikt o tym nie dowie” (dosłownie: „I ostro upomniał ich Jezus mówiąc: Uważajcie, nikt niech nie wie”) (por. Mt 9, 27-31). Nikt! Nieraz pozornie bliski przyjaciel po otrzymanym zwierzeniu na twarzy się uśmiechnie, ale w sercu zapała zazdrością… Zasadniczo jednak chodziło o faryzeuszy i uczonych w Piśmie. Ich odpowiedzią na świadectwa o dobroci Jezusa była pogardliwa reakcja: „Wielki święty się znalazł. Trzeba Go jak najszybciej zabić!”. Ukrzyżowanie było „tylko” uzewnętrznieniem wcześniejszego morderstwa dokonanego poprzez  zawistne myśli w sercu i szydercze słowa na ustach.

Jeśli Jezus nam powie: „Niech nikt o tym się nie dowie!”, to jest to święte przykazanie! Każde słowo, nawet w najpiękniejszej intencji, będzie oznaczać brak miłości i niewdzięczność. Kto po doświadczonym  dobru posłusznie milczy, ten rzeczywiście kocha Jezusa; prawdziwie idzie drogą Bożej Miłości  i Mądrości.

5 grudnia 2014 (Mt 9, 27-31)