A co z przyszłością?


Niektórzy doświadczają wielu cierpień w powiązaniu ze starszymi lub poważnie chorymi osobami. Prezentują zachowania, które sprawiają ból i wyprowadzają z równowagi. Wieczne niezadowolenie i pretensjonalność. Nie ma żadnej możliwości dialogu. Wszelkie życzliwe uwagi spotykają się z gwałtowną i nerwową reakcją. Padają niesprawiedliwe oskarżenia, posądzenia i zarzuty. Dochodzi nawet do kłótni i nerwowej wymiany zdań. Nic nie przemawia, jak „grochem o ścianę”. Do tego mogą ujawniać się różne upokarzające nawyki oraz raniące zachowania.

Zarazem niektóre starsze lub poważnie chore osoby są „jak do rany przyłóż”. Posłusznie wszystko wykonują. Zawsze witają z życzliwym wyrazem twarzy. Potrafią „malutkim” głosem wypowiadać „wielkie” słowa dobroci. Nigdy nie wyrażają pretensji, ale wciąż za coś z serca dziękują. Aż łzy w oczach stają, gdy bezsilny fizycznie człowiek prezentuje tak wielką siłę ducha.  Zamiast pretensjonalnej koncentracji na sobie, szczere zainteresowanie drugim oraz  wzruszające słowa: „Co u ciebie? Niech Bóg ci błogosławi!”. Są dni, kiedy tacy starsi i chorzy ustami nie są w stanie czegokolwiek wypowiedzieć. Wtedy w ciszy ich wyraz twarzy jest „otwartą Biblią”; Chrystus na krzyżu, fizycznie obezwładniony, duchem nieskończenie miłujący. Ale bywają także dni, gdy z ich ust płyną wręcz „strumienie mądrości i miłości”. W tym wszystkim pięknym świadectwem są cierpliwie i wiernie wypowiadane modlitwy.  Jak to możliwe? Ujawnia się owoc wcześniejszego życia... Codzienne słowa i gesty na trwałe zostały w sercu zapisane…

Te dwa obrazy z życia wzięte dają bardzo dużo do myślenia. Przede wszystkim warto sobie uświadomić, że w podeszłym wieku lub w poważnej chorobie zaczynamy tracić świadomą władzę nad swym organizmem. W zasięgu naszych możliwości pozostaje to, co wcześniej wypracowaliśmy w naszym życiu. Chodzi o postawy i zachowania, które głęboko wpisały się w naszą podświadomość i są potem wykonywane bez konieczności angażowania świadomości i aktualnej pamięci. W stanie takiego ogołocenia ujawnia się „naga prawda” na temat ludzkiej osoby. Gdy człowiek ma siłę, może świadomością kontrolować i ukrywać wiele wewnętrznych negatywnych stanów. W podeszłym wieku ta zdolność kontroli bardzo słabnie lub wręcz zanika. Po prostu ujawnia się to, co zostało przez całe życie niejako „wyryte” neurologicznie w jądrze naszego mózgu, duchowo zaś zapisane w naszym sercu.

Z tego płyną bardzo ważne wnioski. W odniesieniu do osób, które prezentują trudne zachowania, nie ma co denerwować się.  Zasadniczo nie mają już władzy nad swymi reakcjami i słowami. Najlepiej pokornie akceptować trudne zachowania. Zarazem spokojnie wymagać tego, co konieczne, i świadczyć z miłością niezbędne dobro.

 Warto uświadomić sobie! W przyszłości będziemy prezentować jedną z dwóch opisanych postaw. Ujawnią się wszystkie zachowania, które teraz nas charakteryzują. Obecnie mamy jeszcze siły, aby je ewentualnie ukryć. Potem wszystko będzie się ujawniać, poza naszą kontrolą. Teraz decyduje się, czy inni ludzie będą mieli z nami wielki „krzyż Pański”, czy będą „płakać ze wzruszenia”, doświadczając naszej miłującej obecności. W przypadku nagłej śmierci stan wnętrza ujawni się nagle z jeszcze większą ostrością.  

Tak! Już teraz trzeba myśleć o swej przyszłości doczesnej i wiecznej. Na wieki pozostanie to, co teraz w swym wnętrzu wypracujemy. Osobiście dla mnie ważnym motywem do pracy jest także to, aby ewentualnie w przyszłości być jak najmniejszym ciężarem dla kogokolwiek.  To  super motywacja, aby wyrabiać  w sobie „miłujące nawyki”. Jeśli zginę nagle, to tym bardziej taka praca ma sens (por. Łk 17, 26-37). Ale jeśli Pan zechce, abym jeszcze męczył innych moim istnieniem, to pragnę jak najbardziej te męczarnie zminimalizować.  Dlatego staram się w pustelni „wkodowywać” w siebie zachowania, które na przyszłość nie będą denerwować, ale w mej nie-mocy staną się narzędziem Bożej Mocy Miłości.

14 listopada 2014 (Łk 17, 26-37)