Poranne przebudzenie


Pierwsze chwile po porannym przebudzeniu. Szkoda, jeśli natychmiast poddajemy się natłokowi myśli odnośnie tego, co trzeba zrobić. Jest to jak gilotyna, która ścina nas u samego początku dnia. Dlatego bezcenną wartość mają chwile kontemplacyjnego zatrzymania się w ciszy. Proste trwanie, zainicjowane jedynie znakiem krzyża, pełni rolę kotwicy, która potem w ciągu dnia wydatnie wspomaga, aby nie wpaść w oko cyklonu wielorakich spraw.

Bardzo dobrze, jeśli po czasie wyciszenia i milczenia na ustach pojawi się zwyczajne dziękczynienie: „Dziękuję Panie, że dałeś mi dożyć kolejnego dnia”. Zarazem warto, aby tym słowom nadać jak najbardziej Chrystusowy sens. Bardzo często „dziękuję”, jeśli jest praktykowane,  tak naprawdę nie ma charakteru chrześcijańskiego, ale stanowi jedynie humanistyczną afirmację doczesnego życia. Jest to oczywiście piękne, ale w świetle wiary chrześcijańskiej zostaje pominięte to, co najważniejsze. Sens czysto humanistyczny koncentruje się na fakcie, że „jeszcze żyję”, co suponuje pierwszoplanowe znaczenie „tego świata”. Podświadome przekonanie sprowadza się do zadowolenia, że „jeszcze kolejny dzień mogę w tym świecie pożyć”. Tak naprawdę,  życie doczesne jest tu najważniejszą wartością. Taki sposób przeżywania bliższy jest filozofii  epikurejskiej, aniżeli myśli ewangelicznej. Chrystus odsłania przed nami zupełnie nową, nieskończenie szerszą perspektywę przeżywania. Wedle niej, poranne „dziękuje, że jeszcze żyję” nabiera zupełnie nowego sensu.

Otóż tym razem serce człowieka, ciesząc się z doczesności,  zdecydowanie zwrócone jest do Wieczności. Jeżeli o poranku mogliśmy się jeszcze obudzić, to znaczy, że Bóg w swym Miłosierdziu obdarzył nas kolejnym dniem, abyśmy poczynili konkretne kroki na drodze nawrócenia.  Tak więc poranne: „Dziękuję, że jeszcze żyję” znaczy dla chrześcijanina mniej więcej tyle, co: „Dziękuję Boże, że dałeś mi kolejną szansę, abym się wreszcie nawrócił”.  

Świadomość, że trzeba przygotować się na spotkanie z Bogiem, z reguły naturalnie pojawia się, gdy człowiek jest już w podeszłym wieku lub zapada na ciężką chorobę. Niektórzy jednak nie otrzymują daru „stopniowego odchodzenia” z tego świata. Śmierć przychodzi nagle: Zdrowy człowiek spokojnie coś robi i  raptem w jednej chwili traci życie. Najczęściej są to różnego rodzaju wypadki losowe lub konsekwencje czyjegoś zbrodniczego działania, którego ofiarą padają niewinni ludzie. W jednej ze swych wypowiedzi Jezus nawiązuje do nagłej śmierci „osiemnastu, na których zawaliła się wieża” oraz do Galilejczyków, którzy zginęli z rąk Piłata (por. Łk 13, 1-9). Ogromnej wagi jest komentarz Mistrza do tych dwóch tragicznych wydarzeń: „Lecz jeśli się nie nawrócicie, wszyscy podobnie/ tak samo zginiecie”.  Jezus mocno uwyraźnia, aby nie traktować tych zdarzeń jako kary, która spadła na wspomniane ofiary. Jest tylko Bogu wiadome, dlaczego akurat „padło” na tych ludzi. Ci, którzy dowiedzieli się o śmiertelnej tragedii innych, nie mają prawa nikogo osądzać. Zarazem byłoby wielkim marnotrawstwem łaski, i nawet subtelną hipokryzją, zatrzymać się jedynie na „czysto ludzkim współczuciu, że biedaków spotkało coś, czego na szczęście uniknąłem i co mnie nie dotyczy”. Jezus tłumaczy, że takie wydarzenia są „zimnym kubłem wody”, aby zmotywować nas do solidnego podjęcia kwestii swego nawrócenia, w perspektywie życia wiecznego.

Przy nagłej śmierci nie ma wprawdzie długich doczesnych cierpień cielesnych, ale gdy dusza nie jest  przygotowana na Wieczność, będzie  to „tragiczne zaskoczenie”.  W tym świetle wyraźnie widać, że dla chrześcijanina możliwość porannego przebudzenia się jest równoznaczna z otrzymaniem kolejnej szansy ze strony Bożego Miłosierdzia. Warto za tę szansę podziękować i jak najwięcej z niej zaczerpnąć. Oby ewentualna nagła śmierć dla nikogo z nas nie była przerażająco przykrym doświadczeniem! Bóg jest nieskończenie cierpliwy i bogaty w Miłosierdzie, ale poranek, gdy już w tym świecie się nie obudzimy, nadchodzi…

25 października 2014 (Łk 13, 1-9)