Trud i sens


„Trud i sens”. Tak! Istnieje ścisły związek pomiędzy życiowym trudem i sensem. Jeśli nie widzimy sensu, wtedy nawet najdrobniejsze prace i wyrzeczenia przybierają postać ciężaru, który obezwładnia niczym stalowe kule przywiązane do nóg. Z kolei poczucie sensu sprawia, że nawet wielkie ofiary i potężne wyzwania zaczynamy podejmować i unosić jak gdyby to były lekkie piórka, które nie stawiają odczuwalnego oporu.  

Ten fundamentalny związek pomiędzy trudem i sensem bardzo dobrze widać we współczesnym sposobie traktowania postu religijnego oraz „postu świeckiego”, którym są wielorakie ćwiczenia i wyrzeczenia służące dobremu samopoczuciu i pięknej sylwetce. Post religijny postrzegany jest raczej jako relikt przeszłości i przeogromny ciężar. Powodem takiego poglądu jest po prostu przekonanie, że odmawianie sobie czegoś jest bezsensowną i przestarzałą praktyką religijną.  

Jednocześnie wielu ludzi, młodszych i starszych, podejmuje trud ciężkiej pracy na siłowniach i halach; z zapałem „wyciskają siódme poty”. Nie można więc powiedzieć, że istnieje jakaś współczesna niezdolność w podejmowaniu wyrzeczeń. Nieraz składane są naprawdę „wielkie ofiary”, aby móc świetnie się prezentować i mieć wspaniałe samopoczucie. Jak to możliwe? Wyjaśnienie jest bardzo proste: jak człowiek widzi dla siebie w czymś sens, to gotów jest podejmować nawet największe męczarnie.  W tym przypadku  dotykalnym sensem jest pragnienie dobrego samopoczucia i wyglądu.

Z tym łączy się tzw. „arytmetyka przyjemności”. Otóż dla takiego „ascety” najważniejsze znaczenie ma pewien zestaw przyjemności, które są postrzegane jako najcenniejsze. Jeśli istnieje taka konieczność, to należy rezygnować nawet za wielką cenę z mniejszych przyjemności, aby uzyskać pożądaną przyjemność większą. Kto jest np. wyznawcą „kultu boskiego ciała”, największą radość czerpie z posiadania sylwetki, która odzwierciedla lansowane wzorce piękna. Poczucie „pięknie i zgrabnie wyglądam” jest tak bardzo pożądaną przyjemnością, że dla jej uzyskania warto nawet „heroicznie” się wymęczyć i podjąć „drakońskie” diety. Przy okazji w trakcie „ostrych” ćwiczeń okazuje się, że organizm produkuje substancje, które dają poczucie głębokiego zadowolenia.   

Oczywiście jest w tym świeckim „poszczeniu” bardzo dużo dobra. Piękny wygląd ciała, rewelacyjne samopoczucie to jak najbardziej pozytywne wartości. Ale pozostaje super- istotny problem? Co  po śmierci? A przecież dzień śmierci naprawdę nadejdzie!

  W pewnej rozmowie z faryzeuszami i uczonymi w Piśmie Jezus tłumaczy, że wszelkie umartwienia bez odniesienia do Jego osoby nie mają sensu (por. Łk 5, 33-39). Chodzi tu zarówno o wyrzeczenia motywowane względami religijnymi, jak i świeckimi. Czyli szkoda trudu, gdy celem ostatecznym nie jest Bóg. Jest to jedna wielka strata inwestowanej energii. Na wieki nic nie zostanie. Zarazem Jezus stwierdza: „Lecz przyjdzie czas, kiedy zabiorą im pana młodego, i wtedy, w owe dni, będą pościli”. W tym świetle najgłębszy sens wszelakiego postu polega na tym, aby nawiązać głębszą relację z Jezusem. Bez postu człowiek jest w stanie nasycenia i traci zdolność otwierania się na Jezusa. Zarazem post i wszelkie wyrzeczenia, z pominięciem Jezusa, są tylko formą doczesnego samodoskonalenia, którego owoce w chwili śmierci ostatecznie znikną. Szczęście wieczne możliwe jest tylko dzięki zjednoczeniu z Jezusem. Dlatego bardzo ważne, aby fizyczny wygląd i dobre samopoczucie traktować nie jako cel, tylko jako środek prowadzący do Jezusa.

Tylko wtedy, gdy z Chrystusem umieramy, z Chrystusem zmartwychwstaniemy. Oto najgłębszy sens ludzkiego życia. Kto ten sens dostrzeże, z zapałem będzie pościł „religijnie” i „po świecku”, z powodu Chrystusa. To postawa i czynność superwspółczesna, bo prowadzi do „Wiecznego Teraz”. 

Tak więc, gdy brak postu, zamyka się droga do Nieba. Post bez Jezusa, nie otwiera się droga do Nieba. Post z Jezusem, ukazuje się wąska, lecz supersensowna droga, która wiedzie do Niebiańskiego Piękna w Bogu.   

5 września 2014 (Łk 5, 33-39)