Sensowna triada


Życie ludzkie może być uciążliwą wegetacją lub fascynującą przygodą. Bardzo dużo zależy od tego, czy człowiek odnajdzie głęboki sens swojego istnienia. Sens oznacza „kierunek”. Gdy tego ukierunkowania brak, wówczas życie zaczyna przypominać obumierający staw. Z kolei obecność sensu sprawia, że pięknym obrazem tętniącego życia staje się ożywczy górski strumień.

Istnieją trzy fundamentalne czynniki, które nadają życiu sens. Można powiedzieć, że są to trzy konkretne sposoby przyjmowania Boga. Najpierw jest to szczere pragnienie, ażeby obdarzać miłością i przyjmować miłość. Chodzi o to, aby w głębi serca rozlegało się nieustanne wołanie: „Chcę kochać!”, „Wierzę, że mogę być kochany”.

Z miłością ściśle łączy się doświadczenie wspólnoty. To niezwykłe, ale drugi człowiek jest w stanie wyzwolić wielkie pokłady energii i radości istnienia. „Chcę żyć, bo Ty żyjesz”. Człowiek mocno odczuwa sens życia, gdy ma dla kogo żyć. Fizyczna samotność staje się dla wielu zabójcza, gdyż generuje przytłaczającą myśl: „Nie mam dla kogo żyć”. Dla pustelnika bardzo ważna jest świadomość duchowej jedności z ludźmi, dla których zbawienia ofiarowuje w Bogu swe istnienie. W sytuacjach rodzinnych warto zwrócić uwagę na sprawy pozornie banalne.  Duży trud, wkładany  np. w przygotowanie jakiegoś „smakołyku”, jest pięknym świadectwem obecności „serca obdarowującego”. Zarazem człowiek gotów jest porządnie się namęczyć dla kogoś, gdyż dzięki temu czuje w sobie „sens życia”. W Ewangelii widzimy interesujący „wspólnotowy obrazek”.

Otóż Jezus realizuje misję głoszenia królestwa Bożego we wspólnocie: „A było z Nim Dwunastu oraz kilka kobiet, które zostały uwolnione od złych duchów i od chorób: Maria zwana Magdaleną...Joanna,  żona Chuzy...Zuzanna i wiele innych” (por. Łk 8, 1-3). Nie można zaczynać od misji, pomijając wątek wspólnotowy. Obecność we wspólnocie poprzedza misję i wyzwala niezbędne poczucie „sensu bycia razem”. Zarazem niezwykle ważny jest fakt składu „misyjnej wspólnoty”. Dar sensu w pełni ujawnia się dopiero wtedy, gdy panuje atmosfera zaufania i zrozumienia.  Nie można także deprecjonować tego, co stanowi wzajemną sympatię w relacjach pomiędzy ludźmi. Jeśli dwie osoby tak zwyczajnie nie lubią się, to często owoce ich współpracy będą ograniczone. Trzeba bardzo uważać na odrealnione „anielskie teorie”, które pomijają fakt, że "nie każdy z każdym" jest w stanie pracować. Jak zespół nie będzie zgrany, to wiele energii zostanie bezsensownie zmarnowanej na skutek ciągłych „zasadniczych nieporozumień”. Jezus tak dobrał sobie Apostołów, żeby mógł z nimi sensownie razem żyć i pracować. Odnośnie wspomnianych kobiet, o  Marii Magdalenie możemy z pewnością powiedzieć, że za Jezusem "poszłaby w ogień”; tak bardzo czystym i wdzięcznym sercem była oddana Mistrzowi.

Przy okazji warto pamiętać, że swoistym „zdroworozsądkowym fundamentem” wspólnoty małżeńskiej jest to, żeby mąż i żona po prostu wzajemnie się lubili. Niektórzy podejmują „przedziwny eksperyment”: decydują się na sakrament małżeństwa, pomimo braku „wzajemnej chemii”. Gdy ludzie tak zwyczajnie „nie lubią się”, wówczas nawet wspólne chodzenie na Mszę Świętą nie uchroni przed wiecznymi utarczkami, kłótniami; może nawet nastąpić rozpad związku.

  Wreszcie trzecim wielkim źródłem sensu jest realizowanie jakiejś życiowej misji. To może być nawet proste zbieranie znaczków. Chodzi o pewien dobry konkret, który człowieka „ku czemuś” angażuje. Oczywiście wspaniale, gdy treścią misji staje się głoszenie Bożych prawd. Taki sens życia swym przykładem najlepiej pokazuje Jezus Chrystus, który „wędrował przez miasta i wsie, nauczając i głosząc Ewangelię o królestwie Bożym”. Głoszenie Ewangelii nadaje najgłębszy sens ludzkiemu życiu. Kto wiernie realizuje taką misję, zgodnie ze swym powołaniem, ten w miarę upływu lat coraz bardziej staje się czysty i pełen wewnętrznej energii, niczym górski strumień. Miłość, wspólnota, misja. Oto szczególna triada, poprzez którą Bóg się objawia. Niech ta triada będzie nam pomocą w coraz głębszym doświadczeniu sensu życia!  

19 września 2014 (Łk 8, 1-3)