Bądź wola...ale kogo?...


Człowiek ma ojca, matkę i najczęściej także rodzeństwo. Te naturalne rodzinne więzy krwi stanowią początkowy świat dziecka. Relacje z ojcem, matką, siostrą, bratem są fundamentalne. Dziecko nie jest w stanie samo rozpoznać dobra i zła. Dlatego  opiera się na autorytecie rodziców. Dobre dziecko to takie, które jest posłuszne wobec ojca i matki. Tak jest bardzo dobrze. W miarę upływu czasu powinien jednak następować proces wchodzenia w dorosłe życie. Pozostając biologicznie dzieckiem, dojrzały człowiek sam określa i podejmuje decyzje. Pojawia się swoiste wezwanie do opuszczenia rodzinnego domu. Tu właśnie następuje newralgiczny moment. Realne życie bowiem może zacząć toczyć się w trzech odmiennych kierunkach, spośród których tak naprawdę tylko jeden jest właściwy i optymalny.

           Pierwsza droga dorosłego życia jest prostą kontynuacją dziecięcego etapu. Człowiek pozostaje takim dorosłym dzieckiem. Ma trzydzieści, czterdzieści, pięćdziesiąt lat, ale żyje nadal wedle zasady: „Mamo, bądź wola twoja”, „Tato, bądź wola twoja”. Rodzice nadal pozostają na pierwszym miejscu, są bezwzględnym autorytetem. Nawet przy wejściu w związek małżeński ta pierwotna dziecięca rodzina nadal jest najważniejsza.

           Druga droga stanowi przezwyciężenie tej dziecinnej postawy. Jako dorosły zaczynam sam określać kształt mego życia. Funkcjonuje zasada: „Moje ja, bądź wola moja”. Dorosłość rozumiana jest jako absolutna samodzielność decydowania. Tym razem ewentualna, założona nowa rodzina jest najważniejsza. Rodzice schodzą na dalszy plan. Nie oznacza to zakwestionowania naturalnych więzi rodzinnych, które w nowej odsłonie nadal pozostają najważniejsze. Zarazem człowiek sam szuka życiowych rozwiązań, nie traktując na poważnie prawdy o Bogu i duchowej rodzinie. W konsekwencji staje się poważnym dorosłym, który tak naprawdę jest przytłoczony życiem rodzinnym i otaczającym światem.  

         Na szczęście istnieje jeszcze trzecia droga. Mówi o niej Jezus Chrystus, gdy pewnego razu otoczony tłumem słuchaczy stwierdza: „Oto moja matka i moi bracia. Bo kto pełni wolę Bożą, ten jest Mi bratem, siostrą i matką” (Mk 3, 34-35). Te słowa padły po tym, jak w trakcie nauczania usłyszał, że matka i bracia pytają o Niego. Zacytowane słowa Jezusa są szokujące, jeśli liczą się tylko naturalne więzy rodzinne. To swego rodzaju obraza czci matki dla człowieka, który infantylnie nadal pozostaje jako dorosły „synusiem, córusią mamusi, tatusia”. To także zdumiewające dla tego, kto przeżywa odpowiedzialnie jako dorosły relacje rodzinne. Tym razem na pierwszym miejscu już nie są rodzice wraz z rodziną pochodzenia lub moje „ja” i własna rodzina. 

          Na tej trzeciej drodze najważniejsza jest Wola Boża. Sensem życia staje się modlitwa: „Ojcze nasz, bądź Wola Twoja”. Odczytanie i wypełnienie Woli Ojca w Niebie wysuwa się zdecydowanie na pierwszy plan w hierarchii wartości. Nie żyję już po to, aby przede wszystkim zaspokoić oczekiwania mojego ojca, matki, brata lub siostry. Nie postrzegam także siebie jako tego, który za wszelką cenę chce realizować własne projekty życiowe. Podejmując myśl Jezusa, stawiam sobie przede wszystkim pytanie: „Co Bóg chce, abym uczynił?”. W konsekwencji pojawia się nowa rodzina, do której zaczynam należeć. To ci, którzy podobnie jak Jezus pragną wypełniać Wolę Bożą. Najważniejsze nie są tu więzy krwi, ale duchowe więzy wiary w Jezusa Chrystusa. Matką, ojcem, bratem, siostrą, dzieckiem stają się ci, z którymi przeżywam relacje do Boga i w Bogu.

         I rzecz ogromnej wagi! Jezus nie zakwestionował Maryi jako swej naturalnej matki. Wręcz przeciwnie! Jeśli Wola Boga jest najważniejsza, to wtedy mogą być prawidłowo kształtowane wszystkie relacje, w tym  z rodzoną matką, ojcem, żoną, dziećmi, członkami rodziny. Jeśli ktoś z nich jest najważniejszy, to wtedy relacje rodzinne stają się chore, toksyczne i niszczące. Wspólne podążanie drogą Woli Bożej sprawia, że w Jezusie Chrystusie stajemy się matką, ojcem, córką, synem, siostrą, bratem.        

29 stycznia 2013 (Mk 3, 31-35)